Nie musisz mówić płynnie – rozmowa z Doreen Lenz Holte autorką „Głosu odzyskanego”

ObrazekRozmowa z autorką książki „Głos odzyskany” o jej książce i poglądach na terapie jąkania oraz o ich niedoborach. Poglądy Doreen Holte przez niektórych uznawane są za zbyt radykalne. Własne zdanie na ten temat można sobie wyrobić czytając jej książkę (dostępna na stronie Wydawnictwa Edukacyjnego, pamiętając o świadomym dystansie do zawartych w niej przypisach, które są sprzeczne z ideą książki i nie są dziełem tłumaczy).

Pełna rozmowa przeprowadzona przez Petera Reitzesa dostępna jest na stronie StutterTalk: You Don’t Need to Be Fluent (Ep. 602).

W pierwszej części audycji gościem jest Jesse VanderWeide (jąkający) muzyk, który zorganizował zbiórkę charytatywną na SttuterTalk – organizację, której zawdzięcza swoją zmianę stosunku do jąkania – przestał bać się mówić o swoim jąkaniu, zrozumiał, że w jąkaniu nie ma nic złego i że nie zawsze trzeba dążyć do płynności. Mówi, że dzięki takiemu myśleniu mowa się poprawia, ale do tej poprawy trzeba mieć dystans. Mówił też o technice oddychania żebrowego z McGuire Programme i dlaczego w jego przypadku nie przyniosło to większych rezultatów.

Doreen Lenz Holte wypowiada się w dalszej części.

Na początku autorka mówi o swojej książce.
Następnie prowadzący zapytał, czy można uznać, że wszystkie terapie jej syna skupiały się na „niejąkaniu”, a nie na rozmowie o tym problemie i wpajaniu przekonania, że nie ma niczego złego w jąkaniu się. Doreen Lenz Holte przyznała mu rację i powiedziała, że jedyne momenty, kiedy można było o tym porozmawiać, to krótkie chwile czekania w poczekalni. Podczas nich można było rozmawiać z innymi rodzicami czekającymi na swoją kolej.

Prowadzący następnie wspomniał o powiedzeniu „po pierwsze nie szkodzić” z przysięgi Hipokratesa, które pojawiło się w książce. Doreen Lenz Holte przyznała, że przebyte terapie zaszkodziły jej dziecku.

Potem prowadzący zapytał, czy to prawda, że pomimo dobrych wyników na terapiach syn autorki miał coraz większe problemy w codziennym życiu. Doreen Lenz Holte potwierdziła to. Z rozmowy wynikło, że jest to znany problem wśród profesjonalistów/terapeutów jąkania. Mówiono także o tym, że większość nowych terapeutów zna tylko tradycyjne metody terapii oraz że podczas terapii wszystko opiera się na statystykach.

Prowadzący następnie przyznał, że w profesjonalnym środowisku dalej są problemy, lecz sytuacja się poprawia. Następnie zaczęła się dyskusja na temat prezentacji w klasach. Obie osoby popierają pomysł robienia prezentacji przez jąkające się dzieci. Autorka jednak uważa, że podczas prezentacji powinno mówić się o jąkaniu, a nie o technikach mowy. Prowadzący uważa jednak, że mówienie na pierwszy i na drugi temat ma swoje zalety.

Prowadzący twierdzi, że w swojej książce autorka zbyt surowo potraktowała grupy samopomocowe. Obie osoby w tej kwestii nie doszły do porozumienia, ponieważ autorka twierdzi, że prezentacje na temat technik mowy wywołują tylko większy niepokój u dziecka, a prowadzący twierdzi, że nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem.

Następnie zaczęła się dyskusja na temat NSA (National Stuttering Association), konferencjach przez nią organizowanych oraz o ich stronie internetowej. Prowadzący uważa, że konferencje są potrzebne i autorka się z nim zgodziła. Dodała jednak, że zbyt mało osób jest w stanie przyjechać na takie konferencje i przekaz trafia do zbyt małej ilości osób (prowadzący zgodził się z tym). Potępiła jednak stronę internetową NSA. Uważa, że strona powinna ostrzegać o możliwych problemach i kontrowersjach wywołanych przez różne terapie. Na stronie takich informacji nie ma.

Prowadzący skrytykował autorkę, że niepoprawnie przedstawiła obraz całej organizacji NSA. Z książki wynika, że na konferencjach mówi się tylko o metodach terapii, kiedy tak naprawdę jest wiele rozmów o samym jąkaniu. Obawia się, że przez to co jest napisane w książce, wiele osób straci zaufanie do NSA. Autorka przyjęła krytykę, i przyznała, że często odsyła rodziców na stronę NSA. Jednakże ludzie wciąż zbyt często skupiają się na technikach mowy.

Prowadzący zrozumiał obawy autorki, nie ze wszystkim się zgodził. Podaje jako przykład spowolnienie mowy i twierdzi, że większość jąkających się osób (o ile nie wszystkie) jąka się mniej jeśli mówi wolniej. ( Następnie nastąpiła krótka przerwa, ponieważ autorka chciała zacytować inną osobę, lecz prowadzący chciał rozmawiać o tym co było napisane w jej książce, a nie o tym, co powiedział ktoś inny).

Po przerwie prowadzący poprosił autorkę, aby powiedziała coś o terapii na farmie. Doree Holte powiedziała, że to była raczej terapia dla rodziców, a nie dla ich dziecka. Uczyniła z nich dobrych słuchaczy, a to jest właśnie to, czego jąkające się dziecko najbardziej potrzebuje.

Dzisiaj jej dziecko dalej się jąka, jednak nie boi się tego oraz potrafi spokojnie robić prezentacje przed dużą liczbą słuchaczy (studia).

Prowadzący powiedział, że zna jeszcze jedną osobę, która prowadzi terapie w bardzo podobny sposób. Osoba ta jednak nie chciała uczestniczyć w audycji. Wątek ten jednak szybko się zmienił w dziwną dyskusję (czy nawet kłótnię, autorka i prowadzący nie bardzo się zrozumieli).

Następnie prowadzący zapytał, czy dziecku powinno się przekazać informację, że się jąka. Doreen Lenz Holte odpowiedziała, że jest to coś , nad czym musi się poważnie zastanowić.

Prowadzący zapytał następnie, czy autorka naprawdę uważa, że terapia mowy jest tak szkodliwa, że bezpośrednio wpływa na obniżenie wśród dzieci procentu spontanicznego wyzdrowienia. Doreen Lenz Holte powiedziała, że dokładnie tak uważa. Prowadzący zapytał, czy autorka ma na to konkretne dowody. Doreen Lenz Holte przyznała, że poprawne stosowanie niekórych technik może pomóc, lecz w zdecydowanej większości przypadków one szkodzą. Prowadzący nie zgodził się z autorką, oraz wyraził obawę się, że rodzice po przeczytaniu jej książki mogą nabrać złej (i według niego niepoprawnej) opinii na temat terapii. Uważa, że autorka zbyt ostro i nieostrożnie przedstawiła ten temat. Zgodził się jednak, że powinno się więcej mówić o możliwych zagrożeniach powiązanych z terapią. (Dodał także, że w książce powinno być więcej dowodów na spadek spontanicznego wyzdrowienia, gdy dziecko przekracza wiek 5 lat. W Indiach wiele jąkających się dzieci nie otrzymuje terapii, a jednak procent spontanicznego zdrowienia też znacznie spada).

Po następnej przerwie prowadzący przyznał, że nie we wszystkich przypadkach techniki mowy pomagają, lecz są ludzie, którzy właśnie dzięki nim mogą przestać się jąkać (jako przykład podał siebie samego, ponieważ sam się jąka). Uważa także, że autorka zbyt generalizuje sytuację osób jąkających się, nie biorąc pod uwagę tego, co odczuły i czego doświadczyły konkretne osoby. Doree Holte powiedziała, że nie powinno być to w ten sposób odebrane. Fakt, wiele osób miało inne doświadczenia, lecz duża część (np. jej grupa na facebooku) zgadza się z nią.

Następnie zaczęła się dyskusja na temat fragmentu książki, w której jest napisane, że rodzice i terapeuci powinni liczyć ile razy dziecko przerwało komuś rozmowę (im więcej tym lepiej). Prowadzący uważa, że takie podejście jest po prostu nieuprzejme. Doreen Lenz Holte zgodziła się, że przerywanie jest niegrzeczne (i sama tego nie znosi), lecz w przypadku jąkających się dzieci ukazuje to, że nie boją się one wyjść „przed szereg” (nie boją się przemawiać i wyrażać własnych opinii). Prowadzący uważa jednak, że sposób w jaki jest to przedstawione w książce jest niepoprawny oraz że nie powinno zachęcać się dzieci do takiego zachowania. Doreen Lenz Holte powiedziała, że chodziło głównie o rozmowy nie podczas terapii, ale podczas zabawy, gdzie przerywanie innym dzieciom to rzecz naturalna.

Po następnej przerwie prowadzący mówi o tym, że autorka kilka razy wspomniała o różnych terapeutach. Powiedziała, że są to dobre osoby, które tylko starają się pomóc. Zapytał, czy jest coś, co ci terapeuci powiedzieli, co pomogło jej lub miało wpływ na jej życie. Doreen Lenz Holte odpowiedziała, że zaimponowało jej to, jak wielu z nich próbuje zmienić swoje podejście, jak starają się pomóc poza godzinami swojej pracy. Opowiada o tym, jak wielu terapeutów zwierzyło się jej jak wielki czują strach, gdy jąkające się dziecko wchodzi do ich gabinetu (boją się ciągłego stosowania niepoprawnych technik). Prowadzący także uważa, że zmiana podejścia do leczenia oraz wykorzystywanie nowych sposobów przez terapeutów to coś bardzo cennego.

Następnie nastąpiła dyskusja na temat fragmentu książki, w której autorka prosiła czytelnika książki, aby spróbował wykorzystania wszystkich zalecanych technik na raz podczas rozmowy. Jeśli czytelnik popełniłby jakiś błąd musiał zacząć rozmowę od początku. Autorka gwarantuje także, że po jakimś czasie każda osoba mówiąca w ten sposób zaczęłaby się jąkać. Prowadzący twierdzi, że faktycznie nie powinno używać się wszystkiego naraz, jednak w wielu przypadkach używanie kilku technik pomaga dzieciom i autorka nie powinna tego tak generalizować. Ponadto dodaje, że autorka nie powinna była przedstawić tego w ten sposób. Po przeczytaniu tego fragmentu niektórzy mogą uznać, że nawet osoba, która się nie jąka może zacząć to robić, jeśli zacznie próbować tych różnych technik (na co nie ma dowodów). Autorka dalej jednak pozostała przy swojej opinii.

Prowadzący następnie przytoczył fragment, w którym autorka wzywa różne organizacje zajmujące się jąkaniem do utworzenia metody terapii, która mogłaby w końcu doprowadzić do prawdziwie pozytywnych rezultatów. Prowadzący uważa, że jest to bardzo nieuczciwe względem tych organizacji, ponieważ robią one znacznie więcej niż wpajanie technik mowy dzieciom i terapeutom. Autorka przyznała, że faktycznie organizacje te robią bardzo wiele rzeczy, lecz tak długo jak leczenie będzie oparte na statystykach coś jest nie tak. Wchodząc na strony tych organizacji rodzic widzi tylko to, że powinien skonsultować się z terapeutą.

Podsumowując prowadzący powiedział, że zgadza się z wieloma poglądami w książce, lecz autorka napisała tę książkę zbyt ekstremalnie. Według niego książkę należałoby poprawić, aby rodzice nie uznali technik mowy za coś kompletnie złego i zbędnego. Gdyby zaczęli tak myśleć, wiele dzieci nie będzie miało jak się skontaktować z profesjonalistami, którzy naprawdę mogliby udzielić im bezcennej pomocy.

Padło też na końcu pytanie, czy autorka chciałaby cokolwiek zmienić lub poprawić w tym co powiedziała wcześniej. Doreen Lenz Holte odpowiedziała, że w swojej książce chciałaby poprawić parę rzeczy, lecz dalej wspiera przesłanie, które jest w jej dziele.